piątek, 31 maja 2013

Rozdział 4.

   Rano obudziły mnie ciepłe promienie słońca. Dzień zapowiadał się być wyjątkowo ciepły. Przeciągając się, pomyślałam, że dobrze by było rozpocząć dzisiaj poszukiwania pracy. Chociaż beztroskie życie, które wiodłam tutaj przez kilka pierwszych dni bardzo mi odpowiadało, to stan mojego konta niepokojąco zmalał.. Musiałam szybko znaleźć jakieś zajęcie, aby nie pozostać bez pieniędzy.

   Zdeterminowana wcześniejszym postanowieniem wzięłam prysznic, ubrałam się bardziej elegancko niż zwykle (w końcu miałam wyruszyć na poszukiwania pracy) i zrobiłam delikatny makijaż. Później zaczęłam się zastanawiać, co mogłabym zjeść na śniadanie. Wybór padł na naleśniki i już po kilkunastu minutach zajadałam się placuszkami z nutellą. Po śniadaniu posprzątałam w kuchni, przy okazji tłukąc jeden z kubków. W końcu, kiedy uznałam, że w domu wszystko jest już względnie posprzątane i ogarnięte, spakowałam torebkę, wzięłam swoje CV i byłam gotowa na podbój Italii.

  Pięć godzin później zmęczona i rozczarowana opadłam na wiklinowy fotel przed klimatyczną kawiarenką. Nie dość, że w wielu miejscach po prostu odrzucono moje podania, to w tych, w których wnioski rozpatrzone były pozytywnie,  warunki umowy były beznadziejne. Zaczęłam zastanawiać się, czy aby wyjazd do Włoch nie był przypadkiem złym pomysłem. W Polsce miałam niezłą pracę, rodzinny dom, przyjaciół. Po chwili jednak uznałam, że potrzebne mi było tymczasowe oderwanie się od tego co było i przejście na zupełnie inny tor.

- Cześć, mogę się dosiąść? - usłyszałam głęboki męski głos. Leniwie otworzyłam oczy, i ujrzałam postawną sylwetkę Ivana.
- Jasne.- odpowiedziałam, ale zaciekawiona spytałam po chwili- Nie boisz się, że możesz napotkać zgraję fanek?
Mężczyzna w odpowiedzi delikatnie pokręcił głową i uroczo się zaśmiał, a kiedy to robił, w jego policzkach pojawiały się urocze dołeczki. Julia!- w myślach przywołałam się do porządku, gdyż stwierdziłam, że wgapiam się w niego za długo. Stanowczo za długo.
- Zamawiasz coś? Polecam Latte Macchiato, mają naprawdę dobre.- powiedział z delikatnym uśmiechem, od którego kręciło mi się w głowie.
- Skoro tak mówisz, to spróbuję.  A ty co wybierasz?
- Cappuccino ze śmietanką i posypką czekoladową.
- Nie wiedziałam, że siatkarze mogą sobie pozwolić na takie smakołyki.- zaśmiałam się.
- Bo nie mogą.- Odpowiedział i uśmiechnął się szelmowsko. Oj, za dużo mi było tych uśmiechów na jeden dzień. Musiałam szybko zmienić temat, aby całkowicie nie zatopić się w tych niebieskich tęczówkach, które teraz spoglądały na mnie... z ciekawością? Nutką ironii? A może szczęścia? Nie wiem, ale musiałam kategorycznie przestać im się przyglądać. Zaraz. Teraz.

   Akurat chciałam spytać przyjmującego, co robi w takim miejscu, o takiej porze, gdy powinien być na treningu, podszedł do nas kelner. Zaczął nawijać po włosku, a że niezbyt dobrze władałam tym językiem, zostawiłam zamawianie kaw Ivanowi.

   W oczekiwaniu na kelnera, zadałam wcześniej pomyślane pytanie. Okazało się, że siatkarz został zwolniony z treningu, gdyż dokucza mu niewielka kontuzja kostki. Wyjaśnił, że to nic wielkiego i niedługo będzie mógł normalnie trenować, a chwila wytchnienia bardzo mu się przyda.  Na wieść o tym poprawił mi się humor, a gdy skosztowałam kawy dostarczonej przez kelnera, całkowicie się odprężyłam i pomyślałam, że na szukanie pracy mam jeszcze czas. Jakby na sygnał, z ust Włocha padło pytanie

- A czego tu szukasz tutaj o tej porze, w takim stroju? - zapomniałam, że elegancko ubrana niezbyt przypominałam Julkę sprzed kilku dni. Szczerze mówiąc, miałam wielką ochotę przebrać się w coś sportowego, a nie paradować w obcisłej spódnicy, która do najwygodniejszych nie należała.
- Pracy szukam. Bezskutecznie jak na razie.- odpowiedziałam z grymasem na twarzy.- Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się coś znaleźć. Inaczej może być ciężko.- dodałam.
- Mieszkaniem się nie martw, babcia tak Cię polubiła, że nawet gdybyś nie miała pieniędzy, nie miałaby serca Cię wyrzucić. Ciągle opowiada, jaka jesteś uczynna, miła, troskliwa. Zepchnęłaś mnie na boczny tor.- zaśmiał się widząc moje zarumienione policzki.
 Boże, Julka, nie gap się tak, bo jeszcze chłopak się poczuje molestowany wzrokiem!- zganiłam się w myślach już nie wiadomo który raz. Nie wiedząc, co odpowiedzieć odparłam, że gdyby się postarał, byłby pierwszy w rankingu. On tylko nie wiadomo który już dziś raz zaśmiał się, a potem spojrzał mi głęboko
w oczy. Trwało to może ułamek sekundy, ale poczułam jakby... lżej. Jakby... weselej? Nie wiem, ale kiedy po tym ułamku sekundy, usłyszałam, że Ivan musi już iść, momentalnie uszedł ze mnie beztroski humor.

- Szkoda, naprawdę miło się gadało.- Naprawdę było mi szkoda, że to popołudnie się kończy.
- Wierz mi, że chciałbym zostać, bo nie ma nic lepszego od dobrej kawy w doborowym towarzystwie- uśmiechnął się delikatnie, a mi zdawało się, że na jego policzkach ujrzałam cień rumieńca.
-A może masz czas jutro w porze lunchu, skoczylibyśmy na miasto coś zjeść? Znam świetną restaurację.- Zapytał i sprawiał wrażenie onieśmielonego, ale w jego oczach widziałam wielką nadzieję i determinację. Szczęśliwa skwapliwie przyjęłam propozycję, a niebieskie tęczówki rozbłysły i Ivan znów się uśmiechnął.
- W takim razie do zobaczenia jutro. Przyjadę po Ciebie.- powiedział, zawołał kelnera, aby opłacić rachunek, co chwilę zajęło, gdyż upierał się, że zapłaci też za mnie. W końcu, ostatecznie pożegnał się i odszedł,  jeszcze raz oglądając się za siebie i posłał mi jeszcze jeden uśmiech.

   Dziwnie lekkim krokiem, wstałam od stolika, uśmiechając się od ucha do ucha, i poszłam w stronę samochodu. Dojechałam do domu i prawie od razu poszłam spać, ale od emocji dzisiejszego dnia nie mogłam usnąć. W końcu zasnęłam i- może mi się zdawało, a może nie?- W moim śnie przeważała twarz roześmianego Ivana Zaytseva.







 
Przepraszam, za to coś na górze, to nie tak miało być, nie tak. Pardzio mnie molestuje pytaniami o nowy rozdział, to masz i umrzyj ze śmiechu i polewki ze mnie, kurde. W ogóle ja nie wiem, czy ktoś to czyta, a jeśli czyta to człowieka podziwiam. Ja nie dałabym rady znieść takiego gniota. Aha, a jeśli już czytasz, to proszę skomentuj, bo nie wiem, czy bez czytelników jest jeszcze sens pisać to coś. Ja uważam, że nie ma, ale Pardzio każe mi się nie poddawać, bo w sumie "Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą". No to sajo nara, i czymajcie się, już niedługo pierwszy meczyk Polaków na LŚ!!!

 CZYTASZ?= SKOMENTUJ ( bo nie wiem, czy kontynuować tego gniota :D)
  








niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 3.



  - Ivan - zobaczyłam rękę wyciągniętą ku mojej. Zastanawiałam się, czy to co widzę nie jest przypadkiem fatamorganą, widywaną przez wycieńczonych osobników na pustyni. Starając się opanować ogólne podniecenie podałam siatkarzowi dłoń

 - Julia- odpowiedziałam z uśmiechem. Zastanawiałam się, czy mężczyzna poczuje drżenie moich rąk. 

Po chwili zapadła niezręczna cisza, którą zaraz przerwała pani Stasia, pytając po co przyszłam. 

   Uświadomiłam sobie, że z czajnikiem w ręce muszę wyglądać dość niecodziennie. Onieśmielona i zawstydzona obecnością siatkarza cicho wydukałam, że zepsuł mi się czajnik. Spytałam się, czy pani Stasia mogłaby mi pokazać jeszcze raz, jak go uruchomić. Staruszka powiedziała jednak, że Ivan na pewno z chęcią mi pomoże, gdyż on także zna stare sztuczki  dotyczące przedmiotów z całego domu. Nie spierając się, powoli wyszłam z pokoju pani Stasi kierując się na górę. Idąc po schodach cały czas czułam na sobie wzrok Zaytseva. Kiedy weszłam do pokoju, podłączyłam czajnik do gniazdka i z pytającą miną czekałam na ruch mężczyzny. Ten chwycił czajnik. pokręcił czymś z tyłu, dwa razy pstryknął guzikiem, nalał wody do czajnika, ustawił na podstawce, nacisnął włącznik i uśmiechnął się tryumfalnie. Wszystko działało jak należy. Zdziwiona popatrzyłam na siatkarza.

   - Jak to zrobiłeś?- spytałam z niedowierzaniem.

   - Wystarczy trochę czarów.- mówiąc to uśmiechnął się szelmowsko. Chwilę potem widząc moje nieco zirytowane spojrzenie, dodał jeszcze :- wystarczy obrócić kabelek o 360 stopni, a potem szybko dwa razy pstryknąć włącznikiem- wyjaśnił z uśmiechem, po czym jeszcze raz zademonstrował wykonane wcześniej czynności. 

 

   Kiedy wszystko już mi wytłumaczył, w ramach podziękowania zaproponowałam mu filiżankę herbaty. Ochoczo zgodził się, siadając na drewnianym krześle przy stoliku. Już drugi raz tego południa zapadła niezręczna cisza, którą przerwałam pytaniem o siatkówkę. Rozmawialiśmy o niej w wielu aspektach : jego klubu, reprezentacji. Ja przekonywałam go, że to Polacy są mistrzami tej dyscypliny, on z uśmiechem zaprzeczał. A uśmiech to miał uroczy.

 

   Po około godzinie rozmowy, która w międzyczasie zeszła na zupełnie inne tory , Ivan stwierdził, że już czas na niego. Trochę szkoda mi było żegnać tak wybornego towarzysza do dyskusji, ale cóż- takie życie sportowca. Jeszcze raz podziękowałam za naprawę sprzętu i uścisnęłam rękę mężczyźnie. Kiedy wyszedł posprzątałam w kuchni, a kiedy skończyłam, zaczęłam czytać książkę. Długo jednak nie wytrzymałam, gdyż rozpierała mnie energia i wiedziałam, że muszę ją jakoś wykorzystać. Jako że dochodziła 22 i było już przyjemnie chłodno, postanowiłam pobiegać. Przebrałam się więc w szarą bokserkę i turkusowe sportowe spodenki. Na nogi założyłam biało- niebieskie nike'i, wzięłam i-poda i wyszłam z domu. Włączyłam Black Sabbath- Paranoid i zaczęłam biec. Truchtem przemierzałam nastrojowe, wąskie uliczki Maceraty, wsłuchana w rytm szumiącej w uszach muzyki. Z domów stopniowo wylegali ludzie. Taki był urok tego kraju- życie zaczynało się tu dopiero po 22. Mijałam barwne kawiarenki i urokliwe sklepiki z różnymi wyrobami. W końcu, tak bardzo zagłębiłam się w kręte uliczki, że postanowiłam się wycofać, bojąc się, że mogę mieć problemy ze znalezieniem drogi powrotnej. Nieco zmęczona wracałam teraz już wolniej do domu. 

 

   Kiedy dotarłam do chatki ledwo dyszałam. Cicho weszłam do wody i jeszcze raz tego dnia weszłam pod prysznic. Pomyślałam, że jestem chyba najczęściej myjącym się mieszkańcem tego kraju. Po skończonej kąpieli przebrałam się w figi i dużą koszulkę, sięgającą mi mniej więcej do pół uda. Pierwszy raz od swojego przyjazdu do Włoch postanowiłam  odpalić laptopa. Weszłam na facebooka, dodałam kilka zdjęć, które zrobiłam po przyjeździe, pogadałam z Zuzą- moją przyjaciółką, przejrzałam demotywatory i skrupulatnie obejrzałam nowe filmiki od Igły. Potem, przecierając już sennie oczy wyłączyłam komputer i schowałam go do pokrowca. Zmęczona bardzo intensywnym dniem położyłam się i szybko zasnęłam.


No więc trzeci rozdział tych bzdur, lepiej nie czytać, bo aż żal dupę ściska, co to ma być. Ale jeśli już hardkorowy człowieku, który dobrnąłeś do końca, czytasz nawet to, to pozostaw po sobie komentarz- nic tak nie motywuje do pisania jak właśnie one :D Poza tym zapraszam  tutaj i tu na blogi o siatkówce moich przyjaciółek :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 2

  Obudziłam się około godziny 20. Jeszcze trochę senna ruszyłam w kierunku łazienki. Wzięłam zimny prysznic, który cudownie orzeźwił mnie i dodał energii. Na dworze było upalnie, więc nie wytarłam dokładnie kropelek wody, które przyjemnie chłodziły moje ciało. Owinęłam mokre włosy ręcznikiem i zrobiłam delikatny makijaż.  Poszłam do pokoju i ubrałam się w krótkie, dżinsowe spodenki i zwiewną bluzkę na ramiączka. Na nogi założyłam ukochane japonki, a włosy związałam w niedbały kucyk. Byłam gotowa do pracy. Szybkim krokiem zeszłam na parter, kierując się do wyjścia. Pani Stasia pewnie drzemała lub oglądała telewizję, gdyż przez drzwi od pokoju słyszałam stłumione dźwięki telewizora. Bojąc się, że swoim tupotem obudzę staruszkę, na paluszkach skierowałam się do wyjścia. Doszłam do samochodu i przystanęłam, zastanawiając się, w jakiej kolejności zanieść do domu pudła i walizki. Po chwili zdecydowałam, że na pierwszy ogień pójdzie karton z ciuchami i duża, błękitna torba podróżna. Pudło w dość ciekawym położeniu objęłam ramieniem, jednocześnie przyciskając je do klatki piersiowej, a torbę niosłam po prostu w drugiej ręce. Dziarskim krokiem ruszyłam z powrotem, weszłam do domku, z niemałym trudem wspięłam się po schodach, przy okazji potykając się na jednym ze schodków. W końcu, po pokonaniu tej jakże długiej i męczącej trasy, pakunki wylądowały na podłodze w pokoju. Z niemałym żalem stwierdziłam, że to dopiero część całego ekwipunku. Nieco mniej energicznie poszłam po następną partię.

  Po dwóch godzinach zmęczona opadłam na łóżko. Czułam, że w moich mięśniach poczuję jutro skutki dzisiejszej pracy. Ale pomyślałam, że było warto- prawie trzy czwarte bagażu miałam już przeniesione do pokoju. Nieco szczęśliwsza, że prawie cała praca już za mną, udałam się pod prysznic, gdyż od dźwigania tych gratów zrobiło mi się gorąco i byłam cała mokra. Już drugi raz tego dnia weszłam pod chłodny prysznic, który trochę ukoił ból mięśni i orzeźwił ciało.


  Po umyciu się, poczytałam chwilkę książkę, ale zaraz pomyślałam, że pójdę coś zjeść, ponieważ trochę burczało mi w brzuchu. Poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i w tej samej chwili pacnęłam się dłonią w czoło. Lodówka świeciła pustkami- po wczorajszej podróży została mi tylko jedna sucha bułka. Nie widząc innego rozwiązania, szybko zmieniłam styrane życiem japonki na trochę porządniejsze sandałki, wzięłam torebkę, klucze i wyszłam z domu. Będąc na parterze, chciałam się spytać pani Stasi, czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu, ale zza drzwiami usłyszałam rozmowę. Postanowiłam, że nie będę przeszkadzać- w końcu mógł to być ktoś naprawdę ważny. Pomyślałam, że wieczorem, gdy gościa pewnie już nie będzie spytam się staruszki, czy  czegoś nie potrzebuje.


  Szybkim krokiem wyszłam z domu, kierując się w stronę furtki. Zza dość dużego drzewka oliwkowego, wyłoniła się sylwetka mojego autka. Podchodząc bliżej, zobaczyłam, że na podjeździe stoi też inny samochód i to nie byle jaki. Czarny, błyszczący, wyglądał, jakby dopiero ktoś zabrał go z salonu. Zapewne pachniał jeszcze nowością . Zaczęłam zastanawiać się, kim jest tajemniczy gość pani Stasi. Mało kto może pozwolić sobie na taką zabawkę. Myśląc o tym, wsiadłam do swojego, mizernie wyglądającego fiacika.


  Wyjechałam z posesji i uświadomiłam sobie, że nie mam bladego pojęcia, gdzie znajduje się najbliższy sklep.

Pozostawało mi tylko liczyć na łut szczęścia, lub życzliwego przechodnia, który wskazałby mi drogę do najbliższego marketu. Okazało się jednak, że nikogo nie muszę fatygować, gdyż po jakimś kilometrze jazdy zauważyłam mały supermarket. Zaparkowałam samochód, weszłam do środka, gdzie przyjemnie szumiała klimatyzacja, co stanowiło miłą odmianę od upalnej temperatury na zewnątrz.

   Niespiesznie chodziłam między regałami wybierając potrzebne mi produkty. Gdy stwierdziłam, że mam już wszystko, co jest mi niezbędne do przeżycia, udałam się do kasy i zapłaciłam za zakupy. Nie było tego bardzo dużo, więc spokojnie zdołałam donieść je do samochodu. Usiadłam na miejscu kierowcy i ruszyłam z powrotem do domu.


  Kiedy zajeżdżałam na podwórko, zobaczyłam, że na podjeździe dalej stoi czarne Audi. Postanowiłam, że nie będę wnikać do kogo należy auto. Wzięłam więc zakupy, zamknęłam samochód i poszłam w stronę domu. Po pięciu minutach szykowałam sobie w kuchni ulubione kanapki. Miałam ochotę na herbatę, więc chociaż było gorąco, postanowiłam, że ją zrobię i ewentualnie schłodzę kostkami lodu. Włożyłam jedną torebkę z herbatą do kubka, nalałam wody do czajnika, wcisnęłam przycisk - i nic się nie stało. Spróbowałam jeszcze raz- to samo. Przypomniało mi się, że pani Stasia mówiła mi coś o tym, że czajnik nie zawsze działa, ale byłam wtedy zbyt zmęczona, aby dobrze wyłapać takie szczegóły. Zrezygnowana, zeszłam na dół z zamiarem spytania się gospodyni, jak uruchomić nie do końca sprawne urządzenie. Zaaferowana zupełnie zapomniałam, że tajemniczy gość może jeszcze przebywać u staruszki. Szybko zapukałam w drzwi, a gdy usłyszałam ciche "proszę", energicznie weszłam do pokoju. W oczy od razu rzuciła mi się życzliwa twarz pani Stasi i nieco zdziwiona, ale równie sympatyczna twarz młodego mężczyzny. Oniemiałam. Właśnie stanęłam twarzą w twarz z Ivanem Zaytsevem.



sobota, 16 marca 2013

Rozdział 1.

    -Ty debilu!- tak w ocenzurowanym znaczeniu brzmiały moje słowa, skierowanego do auta przede mną. Mało brakowało, a nieźle zarobiłby ode mnie w tył. Nerwowo zaciskając ręce na kierownicy, policzyłam w myślach do dziesięciu. Trochę uspokojona ruszyłam dalej, błądząc po zatłoczonych uliczkach Maceraty. W końcu, po około 20 minutach ciągłego cofania, skręcania i pytania przechodniów o drogę, znalazłam się przed moim nowym miejscem zamieszkania. Moim oczom ukazał się uroczy, niewielki domek.

- Prześliczny.- powiedziałam sama do siebie, podziwiając go z zapartym tchem. Dom wyglądał jak typowa, włoska chatka. Miał białe, tynkowane ściany, pomarańczowe dachówki, a z uroczego, metalowego balkonika spływały soczysto-czerwone pelargonie.

- Prawda?- usłyszałam kogoś z tyłu. Odwróciłam się na pięcie, a mojemu spojrzeniu ukazała się starsza pani, z ciepłym uśmiechem na ustach. Odwzajemniłam gest i spytałam:

- Pani Stanisława Rossi? Dziękuję, że zgodziła się pani wynająć mi lokum.

- Ach, tak- Pani Stasia jeszcze raz uśmiechnęła się pogodnie.- Kochanie, cieszę się, że zamieszka ze mną ktoś z Polski. Tak dawno nie widziałam swojego kraju... Od dawna mieszkam sama, nawet nie wiesz, że w końcu znalazłam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. - Wydało mi się, że w oczach staruszki ujrzałam łzę wzruszenia.- Ale czym ja mówię, na pewno jesteś zmęczona po podróży. Chodźmy pokażę Ci twój pokój. - Pani Stasia dziarsko wzięła mnie pod ramię, prowadząc przez zacienione podwórko.

 W środku domek okazał się być równie przytulny jak z zewnątrz. Białe ściany, klasyczne meble ze starego drewna i kafelki na podłodze, podkreślały prowansalski charakter wnętrza. Mój pokój znajdował się na piętrze, po lewej stronie. Po prawej, jak zaraz miałam się dowiedzieć, była łazienka, a obok mini salonik z aneksem kuchennym. Gospodyni zostawiła mi pęk kluczy, pokazała, jak włączyć czajnik, który ponoć ostatnio nie działał do końca sprawnie i taktownie wycofała się, pozostawiając mnie samą. Zmęczona po ciężkiej podróży opadłam na łóżko, jak się okazało, bardzo wygodne. Po dwóch dniach jazdy samochodem, byłam bardzo zmęczona, więc tylko zdjęłam buty i wślizgnęłam się pod kocyk,który zostawiła mi gospodyni. Odpływając w objęcia Morfeusza, pomyślałam jeszcze, że mój pobyt tutaj chyba będzie udany...